niedziela, 11 lutego 2018

Spacer na zakończenie ferii

  W tę sobotę była idealna zimowa pogoda na omówiony wcześniej spacer. Jak na zimę było ciepło, śnieg leżał na łąkach, a jezioro Jankowice było zamarznięte. Wiatr nie wiał i było częściowe zachmurzenie- idealnie.

  Nad jeziorem mieliśmy się spotkać o 11.30, więc wstałam o 7.30 i zaczęłam się pakować. Wzięłam przysmaki, piętnastko-metrową smycz oraz kanapki nie zapominając o kagańcu. Z Brutusem nie było problemu. Kiedy rodzice wyjeżdżali wyszłam na krótką przechadzkę, by pies załatwił swoje potrzeby. Spakowaliśmy wszystko do auta, a pies wskoczył sam, jak zwykle miewał. Pojechaliśmy. Po drodze stanęliśmy na stacji benzynowej, by zatankować, pracownik zaczepiał Brutusa, a ten bacznie mu się przyglądał. Ruszyliśmy w dalszą drogę i oczywiście okazało się, że nikt nie wziął mapy, a jechaliśmy w to miejsce pierwszy raz. Zgubiliśmy się. Stanęliśmy przy autostradzie gdzie wzięłam Brutusa na pola, by trochę się przewietrzył, wtedy rodzice zadzwonili do mojego brata-Szymona, by ustalić dalszą drogę. Okazało się, że robimy wielkie koło, dostaliśmy informacje jak jechać i ruszyliśmy w drogę. Chyba Brutus naprawdę lubi podróże autem. Zgubiliśmy się ponownie, dojechaliśmy do miasta, a ja musiałam wysiąść i popytać ludzi o dalszą drogę, nikt nic nie wiedział. Spytałam się więc gdzie jesteśmy i dostałam informacje o mieście w jakim się znajdujemy, przejechaliśmy jezioro. Rodzice zadzwonili ponownie do Szymona, a ja wyszłam z Brutusem się przewietrzyć. Zareagował bardzo dobrze na miasto, pełne ludzi miasto, gdzie ten dotąd strachliwy pies poszedł pod krzaczek jakby ich nie było- magia!

Dochodziła 12, a my dojechaliśmy nad jezioro. Pięćdziesiąt minut drogi przerodziło się w półtorej godziny. Wyszłam z samochodu, a Brutus wyskoczył za mną i od razu pobiegł w las,by załatwić to co swoje. Kiedy przyszedł założyłam mu kaganiec z mniejszymi problemami niż zawsze. Czas na spotkanie. Maja z rodziną oraz Figlem szli w naszą stronę. Przywitaliśmy się wszyscy po czym my odeszłyśmy z psami na bok. Brutus od razu chciał się bawić, ale Figiel nie wiedział o co chodzi, zaczął go obszczekiwać. Pogadałyśmy, co i jak, co i gdzie. Poszliśmy wszyscy na spacer, stanęliśmy przy jeziorze, a Brutus wszedł na lód i go załamał, Figiel ukradkiem się napił, tak by doży pies go nie widział- no przecież nie może stwierdzić, że jest mu potrzebny. Co prawda nie obyło się bez zaczepek szczekowych Figla oraz próby zabawy Brutusa ale nie było źle. Brut dzielnie ignorował zaczepki Fila, a ten w końcu się uspokoił. Po jakimś czasie ruszyliśmy z powrotem w stronę aut. Tam morda kolejny raz mnie zaskoczyła. Nie bał się nikogo, wręcz się do wszystkich tulił,a kiedyś nie ustał by tam sekundy, kolejna magia? A może w końcu pies zaczął cieszyć się życiem? Zobaczymy. Jego ogon w końcu merdał w towarzystwie obcych, a Figiel powiedzmy, że zaakceptował jego obecność obok, jednakże bał się troch mnie, gdyż pachniałam tym przerażającym wielkim stworzeniem. Poszliśmy w drugą stronę zalewu gdzie Figiel pokazał jak się ściąga jego kaganiec- spryciula. Zostało stwierdzone, iż Brutus to straszny pozer do zdjęć, zawsze wie, który profil ma lepszy. Kiedy doszliśmy z powrotem do aut Figiel rzucił się na Brutusa, a ten zareagował  położeniem Figla na ziemię. Było trochę wraków, a potem rozdzielenie psów zaplątanych w smycze. Dla mnie to nie było żadne zaskoczenie, psy musiały ustalić hierarchię lub pokazać sobie co wolno, a co nie. Podczas szkolenia takie sytuacje mogą zajść w każdej chwili, szczególnie z nowymi psami.


 Spacer zakończyliśmy pójściem na krótką przechadzkę po leśnej drodze, gdzie przez długi czas ćwiczyliśmy komendy. Brutus zostawał, przychodził, zostawiał. Został w pozycji waruj i na odległość miał ze mną kontakt wzrokowy, a kiedy Figiel do niego podszedł zareagował na komendę zostaw i leżał dalej czekając na kolejne instrukcje. Dobre ćwiczenie dla każdego, Figiel mógł powąchać Brutusa i zobaczyć, że niestanowi on takiego zagrożenia. A ja mogłam popracować z rozproszeniem oraz z tolerowaniem innych psów podczas siedzenia lub leżenia. Figiel też zrobił postępy, został bez kagańca metr od Brutusa i nie zareagował. Kiedy kończyliśmy spotkanie, zdjęłam kaganiec Brutusowi i nagrodziłam go zabawą z gryzakiem, Maja tez się z nim pobawiła. Zaprowadziłam psa do auta, a kiedy wskoczył zamknęłam dziwi. Pożegnaliśmy się z każdym.

Brutus przespał drogę powrotną.

  Spacer się udał. Nie obyło się bez tarzania w śniegu, brudnych spodni i zimnych rąk ale było warto. Nie można omijać trudnych psów. Z tego spaceru każdy wyniósł korzyści i nauczył się czegoś nowego. Więc 16 kilowy pies oraz prawie 40 kilogramowy pies mogą razem spacerować :) Do następnego razu Maja!






czwartek, 1 lutego 2018

Tylko on i ty

Szumią drzewa, szczeka pies,a ty wiesz, że tylko Brutus jest...
Dziś ogółem miałam szkolenie, ale to nie jest takie ważne, ważne jest to, co wydarzyło się po szkoleniu.

Widzisz, idziesz sobie spokojnie ulicą przy parku, z psem przy prawej nodze, aż tu nagle zza krzaka po lewej wyskakuje na ciebie mały, brązowy pies i rzuca się od razu na Brutusa. Ten w panice odwraca się i lekko cię popycha swym tyłkiem. Zostaw- mówisz stanowczym głosem, i wiesz? Właśnie wyłącza się cały świat, jesteś tylko ty, Brutus i droga. Powietrze i rzeka. Drzewa i chodnik. Pies przyrównuje ci się do nogi i idziecie na luźnej smyczy, nie ważne, że obok Brutusa, jakiś szalony mały brązek szczeka, warczy i rzuca się, podlatuje mu właściwie do łap z nadzieją, że go ugryzie, nie ważne, że przed tobą nagle pojawia się jakiś szary zlękniony terier, który szczeka wniebogłosy, wręcz z piskiem. Jesteś tylko ty, własny pies i chodnik. Pies słyszy i widzi tylko ciebie, przewodnika, nagradzasz go stonowanym głosem nie zatrzymując się, przechodzisz przez most i nie możesz uwierzyć co się właśnie wydarzyło. Naprawdę? Przeszłaś tam bez problemu? Jakby tego nie było? Jak by to była jawa? Naprawdę Brutus słyszał tylko ciebie? Naprawdę to wszystko olał? Byłaś pewna, że to oleje ale nie w takim stopniu... Po prostu, to była chwila.

 Ten pies nigdy nieprzestanie mnie zaskakiwać <3